Wczoraj na Wydziale Politologii UMCS uczestniczyłem w debacie „Kobiety i Władza”, która sprowadziła się do dyskusji o parytetach. Udział w niej wzięły panie: poseł Magdalena Gąsior-Marek (PO), poseł Małgorzata Sadurska (PiS), wicewojewoda Henryka Strojnowska (PO), radna Monika Wac (SdPl) i dr Sylwia Nadgrodkiewicz (bezpartyjna).
Po emocjonującej wymianie zdań między paniami, zadałem pytania: do pani Strojnowskiej o to czy warto brać przykład z Samoobrony, w której w poprzedniej kadencji sejmu był największy odsetek kobiet, do pani dr Nadgrodkiewicz czy uważa, że jak się wprowadzi parytet płci na listach wyborczych, to czy gazety przestaną pisać o tym w co się ubiera Joanna Mucha (pytanie wynikło z wcześniejszej wypowiedzi pani dr).
Dziś cały dzień spędzę na kolejnej sesji tematycznej, w ramach projektu Lublin Agenda 2010.
Panie Krzysztofie, z przyjemnoscia czytam Pana komentarze. Pozyteczne.Pozdrawiam Iza S.
Bardzo żałuję, że mimo zaproszenia nie mogłam zjawić się na tej debacie. Jako kobieta jestem przeciwna wprowadzeniu parytetów. Od razu uprzedzę, nie jestem feministką, aczkolwiek w pełni świadomą swoich praw przedstawicielką płci pięknej. Nie jestem w stanie zrozumieć pań, które godzą się na ustanowienie parytetów. W moim mniemaniu, jest to zamach na własną kobiecość.Feministki popierające to rozwiązanie same rzucają sobie kłody pod nogi. W ten sposób udowadniamy, że nie jesteśmy wstanie walczyć na równi z mężczyznami o władzę czy stanowiska. Uważam, że niezależnie od płci najważniejszy jest program, ogólne doświadczenie oraz poparcie polityczne, a nie to jaką płeć reprezentujemy. Zgodzę się z faktem, że kobiety mają gorzej w starciu z mężczyznami, gdyż to oni w społecznym przekonaniu uosabiają siłę, stanowczość i doświadczenie, ale kobiety popierające parytet, tylko utwierdzają nas w tym przekonaniu, zamiast próbować udowodnić że jest inaczej.