artykuł został opublikowany w kwietniowym numerze magazynu studentów „Polformance”
Niezmiernie mnie to intryguje, ale właśnie w Dniu Kobiet postanowiłem napisać o parytetach płci na listach wyborczych.
Sejm od niedawna pracuje nad tzw. ustawą parytetową, która ma niewiele wspólnego z klasycznym pojęciem parytetów. Nie ma bowiem w niej mowy o podziale miejsc na listach wyborczych pół na pół dla obojga płci. Projekt mówi jedynie że kobiet „nie może być mniej niż mężczyzn” na listach, czyli dopuszcza listę na której jest 50,70, czy nawet 100% kobiet. Ale nie dopuszcza żadnej listy na których mężczyzn jest więcej niż 50%. Wychodzi na to że gdyby ustawa weszła w życie, to „Partia Kobiet” mogłaby wystartować w wyborach, ale „Partia Mężczyzn” już nie. Uważam to za dyskryminację w sensie prawnym, bo faktycznie w obecnych czasach rzadko się zdarzają listy z tak dużym odsetkiem kobiet.
Uważam też, że ten projekt ustawy jest niezgodny z konstytucją RP. Art. 96 pkt 2 konstytucji mówi m. in. o zasadzie powszechności w wyborach do Sejmu (tak samo jak art. 130 ordynacji wyborczej do Sejmu), tzn. każdy ma prawo być wybieranym. Jedynym ograniczeniem jest tu wiek. Czyli nie można nikomu ograniczać szansy na udział w wyborach ze względu na płeć. Czy sąd przyzna rację osobie, która się do niego zwróci ze skargą, że nie dostała miejsca na liście wyborczej swojej partii, bo usłyszała, że jest na niej już za dużo mężczyzn?
Na fali poparcia dla projektu ustawy zwanej „parytetową” mało kto zauważa sedno problemu równouprawnienia kobiet i mężczyzn w życiu społecznym. A jest to problem wcale niemały. Tylko czy wprowadzając odgórnie limity miejsc na listach wyborczych zmniejszy się nierówności w zarobkach? Czy dzięki tej ustawie gazety przestaną pisać o tym, w co się ubiera pani poseł Joanna Mucha, a zaczną pisać o jej pomysłach legislacyjnych?
Nie uważam także, że większa obecność kobiet w parlamencie wpłynie pozytywnie na jakość stanowionego prawa. Obecność w rządzie partii o największym odsetku kobiet wśród posłów (Samoobrona) w poprzedniej kadencji sejmu, nijak nie wpłynęła na tę jakość.
Niestety cała propaganda wokół projektu wprowadzenia parytetu płci spowodowała, że politycy boją się krytykować go. Zapewne obawiają się o swoją popularność oraz notowania sondażowe. Ba, są nawet tacy, którzy kreują swój wizerunek poprzez aktywne wspieranie pomysłu na parytety (vide poseł Joanna Mucha).
Niestety nikt o tym głośno nie mówi, ale według danych GUS bardziej dyskryminowaną grupą społeczną w życiu politycznym są ludzie młodzi. Osoby do 30-tego roku życia stanowią 43% polskiego społeczeństwa, ale w sejmie już tylko niecałe 4%. Właśnie po to, aby zwrócić uwagę na ich problemy powstała akcja www.parytetdlamlodych.pl. Zapraszam do zapoznania się z zawartością strony internetowej. Przy czym zaznaczam, że nie ma ona w zamiarze faktycznej walki o sztuczne wyznaczenie liczby miejsc na listach wyborczych przypadających dla młodych osób, ale o wprowadzenie do debaty publicznej kwestii udziału młodych w życiu publicznym i polityce. Niepodważalnym sukcesem Kongresu Kobiet było to, że udało mu się zwrócić uwagę opinii publicznej na sprawy kobiet, ich udziału w życiu społecznym i polityce. Może uda nam się to powtórzyć w przypadku nas i naszych rówieśników? Czy to czas na młodych? Jestem pewien, że tak. Mam dość betonu. A wy?
Jak równo uprawnienie to dla wszystkich. Wydłużyć wiek emerytalny dla kobiet do 65-ego roku życia. Z kolei niech każde ugrupowanie w swoich strukturach wprowadzi parytety. Myślę, że zainteresowani będą zadowoleni z tego pomysłu.